środa, 7 marca 2012

Mix.

    Ponieważ jakoś nie do końca jestem w stanie wymyślić jednego porządnego tematu na to żeby się bulwersować, zrobię zlepkę kilku rzeczy która mnie ostatnio wkurzyła. Cóż, to, w większości beznadziejne i bezużyteczne, społeczeństwo nie postarało się tym razem i nie dostarczyło mi tematów na wylewanie mojej irytacji tutaj. Smutne, ale prawdziwe.




    Kasia dzisiaj poskarżyła mi się na ulotki. Cóż. To taki spam w formie tradycyjnej. Zagłębiłem się w odmęty Internetu i nie znalazłem żadnych konkretnych wyników badań ani sondaży na temat skuteczności tej formy dostarczania rozpałki do naszych pieców. Ciężko jest opracować jakieś wyniki odnośnie tego, ile osób tak naprawdę czyta ulotki lub za ich pośrednictwem zaczyna korzystać z jakiejś usługi. Ja powiem jak to wygląda z mojej perspektywy.
Nie jestem tego w stu procentach pewny, ale wydaje mi się że nigdy w życiu nie skorzystałem z tego, co reklamowała ulotka. Kiedy znajduję taki śmieć w skrzynce pocztowej, od razu wyrzucam to do śmietnika. Albo wrzucam do kosza w piwnicy, który pełny jest podobnego syfu. Tak jak już wspominałem wcześniej, darmowa rozpałka. Pali się aż miło.
Trochę inaczej jest w wypadku ulotek, które jakieś dzieciaki wciskają nam na ulicy. Ja to doskonale rozumiem - chcą zarobić parę złotych, nie wiem na co teraz dzieci zbierają pieniądze, pewnie na piwo i papierosy. No, nie ważne. W każdym razie, takich sytuacji miałem mnóstwo. Najwięcej w Gdańsku przy wyjściu z Dworca Głównego. Za każdym razem kiedy tylko wyjdę z podziemnego przejścia, rzuca się na mnie cała armia ludzi roznoszących ulotki. I nie tylko na mnie, na każdego w zasadzie. Biorę te ulotki, bo szanuję ich pracę. Ale nie przejdę więcej niż dwadzieścia metrów z tą makulaturą w ręku. Akurat dwadzieścia metrów dalej jest śmietnik. I te wszystkie papiery tam lądują. Kolporterzy ulotek powinni cieszyć się że płacą im od godziny, a nie od skuteczności tych śmietków, które namiętnie nam wciskają.
Inna sprawa - sposób, w jaki te ulotki próbują nam wmusić. Niektórzy po prostu wystawiają rękę, nawet na nas nie patrząc. Chamy. Inni łażą za nami dopóki, dopóty nie weźmiemy tych cholernych świstków. Chamy. Jeszcze inni wręcz wciskają nam je do ręki, często zastępując nam drogę i wyraźnie zmuszając nas do przyjęcia ulotki. Chamy.
I tak źle, i tak nie dobrze. Jeśli ode mnie by to zależało, wydałbym pozwolenie na swobodny dostęp do broni i wystrzelanie wszystkich ludzi roznoszących ulotki.
Kolejna sprawa, która ostatnio zadziałała mi na nerwy. Idę sobie przez rynek miasta, kiedy podchodzi do mnie jakiś facet z puszką i domorobnym identyfikatorem i podtykając mi pod nos jakiś papier, prosi o parę złotych na chore dziecko. Przepraszam pana bardzo. Ale jaką mam pewność że te pieniądze trafią do jakiegokolwiek dziecka? Jaką mam pewność, że zaraz nie pójdziesz do sklepu i nie kupisz wódki? Kto da mi gwarancję że te kilka groszy, które ewentualnie wrzucę do puszki naprawdę zostaną wykorzystane, by komuś pomóc? Znaczy, no owszem, pomogą tobie, ty wstrętny darmozjadzie. Zamiast wziąć się do porządnej pracy, chodzisz pół dnia po mieście i dosłownie żebrzesz o pieniądze, których i tak nie dostaniesz, bo nasze społeczeństwo aż tak głupie chyba nie jest. Ale co do tego to nie mam pewności...
Dobrze byłoby gdyby taki dręczyciel zapytał raz i dał mi spokój. Ale ile razy przechodziłem w tym miejscu, za każdym razem podchodził do mnie i pytał o to samo. Zaraz zaraz. Czy ja się jakoś transformuję? Ewoluuję? Zmieniam wygląd? Nie. W takim razie, na litość krzaka porzeczki, odczep się ode mnie ty natręcie i daj mi iść dalej. I przestań zawracać mi głowę problemami dziecka, które pewnie nawet nie istnieje.



Co jeszcze mnie wkurzyło przez ostatni tydzień? O wiem. Polskie Koleje Państwowe. Hmmm, temat na czasie, prawda? Wszyscy teraz trąbią o tej katastrofie kolejowej, której szczerze mówiąc już serdecznie dość. Okej. Zginęli ludzie, Polacy. Należy im się szacunek i pamięć. Ale Chryste jedyny, ile można? Polacy mają jakąś taką skłonność do żałoby. Wolą rozpaczać i się smucić niż cieszyć się z czegokolwiek.
Wracałem sobie z Torunia. Przez Bydgoszcz. Pociąg do Bydgoszczy był zimny jak lodówka. Przynajmniej mi było zimno. I nie było w nim miejsca, wobec całą trasę Toruń - Bydgoszcz przesiedziałem w przewiewnym przedziale dla rowerów, gnieżdżąc się na jakiejś imitacji siedzenia wystającej ze ściany wagonu. Z kolei pociąg Bydgoszcz - Chojnice miał temperaturę wyższą niż Słońce. Okna oczywiście nie da się otworzyć, bo siedzenie za mną siedziało jakieś dziecko, którego na szczęście nie słyszałem, bo zagłuszałem się muzyką w słuchawkach.
No. Przeczytałem całość i jest straszliwie nieskładna. Ale mniejsza o to, nie mam głowy jakoś ostatnio do pisania tutaj, moja wena twórcza skupia się na bardziej literackich formach.

2 komentarze:

  1. Kiedyś lubiłam czytać Twoje notki, ale teraz stałeś się gburem, który tylko narzeka na nasze społeczeństwo. Więcej optymizmu, chłopie. To już zaczyna robić się nudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz , zawsze mozesz czytac inny blog !! Nie musisz czytac tego , on pisze to co chece tak jak ja . I mi to nie przeszkadza

      Usuń